data publikacji: 23 czerwca 2020
tekst: Jędrzej Janicki (23.06.2020)
Zrealizowany z rozmachem western. Schyłek złotego wieku Hollywood. Wielki świat i wielki film (przynajmniej w założeniu). Wszystko to dotarło do Polski w 1957 roku. I niech nikt nie próbuje nam wmówić, że drobne siedmioletnie opóźnienie może stanowić jakikolwiek powód do narzekań…
Złamana strzała to rasowy western z 1950 roku w reżyserii Delmera Davesa (twórcy znanego głównie z zaskakująco udanego filmu 15:10 do Yumy), który swoją premierę w Polsce miał właśnie w 1957 roku. Western ten, jak zdecydowana większość westernów, nie grzeszy przesadnie wymyślną i wymagającą fabułą. Historia Davesa przenosi nas na Dziki Zachód mniej więcej połowy XIX wieku. Trwają tam krwawe i brutalne porachunki między agresywnymi osadnikami a broniącymi swych interesów Indianami. Grany przez Jamesa Stewarta (weteran II Wojny Światowej i wojny w Wietnamie, a także bożyszcze amerykańskiego kina lat 40. i 50.) kapitan ma dogadać się z wodzem lokalnego plemienia (nominacja do Oscara za rolę drugoplanową dla Jeffa Chandlera) w sprawie zaprzestania wzajemnej makabrycznej wyrzynki. Osiągnięte porozumienie między oboma dżentelmenami nie będzie jednak w pełni przez wszystkich respektowane…
Plakat autorstwa Romana Cieślewicza już na pierwszy rzut oka robi naprawdę duże wrażenie. Płaszczyzna obrazu zagospodarowana jest głównie typowo portretowym przedstawieniem tajemniczej osoby. Nieprzenikniona czerń jej włosów pięknie skontrastowana została z krwistą czerwienią ust i niepokojącą bielą oczu. W bardzo ciekawy sposób została ukazana również strzała przeszywająca szyję owej postaci. Nawiązuje ona swoją pogodną kolorystyką raczej do jakże pokojowej symboliki hippisów niż do utrwalonego wyobrażenia narzędzia zbrodni. Co więcej, strzała ta „załamuje się” i oplata tytuł filmu, co jest prostym trickiem zastosowanym przez Cieślewicza, który tym samym ogniskuje uwagę odbiorcy na samej treści dzieła. Wydaje się, że taki sposób przedstawienia twarzy ludzkiej (ascetycznie ujętej) jest bliski Cieślewiczowi – świadczy o tym chociażby jego fascynacja obrazem Mona Lisa (pod koniec lat sześćdziesiątych Cieślewicz stworzył serię „przetworzeń” tego słynnego dzieła). Proporcje postaci z plakatu Złamana strzała oraz przedstawionej wersji Mona Lisy są do siebie bardzo zbliżone. Strzale z opisywanego plakatu odpowiada nieregularna linia czarnej farby biegnąca wzdłuż tułowia Mona Lisy – te dwa elementy odgrywają na obu tych dziełach taką samą rolę jeżeli chodzi o ustrukturyzowanie kompozycji.
Całość postaci z plakatu Złamana strzała przywodzi nieco na myśl wizerunek Miry Kubasińskiej z zespoły Breakout ukazany na okładce debiutanckiej płyty zespołu Na drugim brzegu tęczy (1969 rok). Ciekawe, czy Małgorzata Spychalska inspirowała się plakatem Cieślewicza, tworząc oprawę tej bigbitowej perełki…
Obok tego plakatu nie można przejść obojętnym. To dzieło samo w sobie, które odrywa się od filmowego pierwowzoru. Te przeszywające oczy być może mogą kłamać, lecz niewątpliwie hipnotyzują i okazują się być przestrogą zawsze wtedy, gdy pojawi się chociaż cień nielojalności szepczący złośliwie, by zerwać osiągnięte porozumienie… Sam Cieślewicz twierdził, że swoją postawę wobec świata scharakteryzowałby jako „paniczną”[1]. Świat postrzegany precyzyjnie rzeczywiście przedstawia wiele dowodów, by właśnie tak go ujmować. Mam wrażenie, że postać z plakatu Złamana strzała również takim „panicznym” i przenikliwym spojrzeniem wpatruje się gdzieś głęboko w rzeczywistość…
________________________________________
[1] Krzysztof Teodor Toeplitz, Paniczny, brzydki i źle wychowany, w: Roman Cieślewicz. Retrospektywa, Narodowa Galeria Sztuki Współczesnej Zachęta, Warszawa, 1994, s. 7.